Wszystko zaczęło się w Gdyni.
Rosyjski statek turystyczny czarterowany przez Zakład Biologii Antarktyki zabrał nas na pokład. Załoga załadowała zapas jedzenia na najbliższy rok, oraz sprzęt naukowy i ruszyliśmy w rejs na południe. Po trzydziestu dniach dotarliśmy do Argentyny, gdzie dołączyła do nas grupa naukowców. Kolejnych siedem dni i na horyzoncie ukazała się Wyspa Króla Jerzego. Wiatr, śnieg i wyjątkowo duże tego roku zaspy nie ułatwiały nam rozładunku statku. Po pięciu dniach było po wszystkim, statek odpłynął. Można było usiąść w kuchni Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego i w spokoju napić się herbaty.
Nigdy wcześniej nie widziałem nawet góry lodowej, a tutaj wszystko było nowe. Na krach pływały krabojady, pingwiny biegały po dachu zasypanej śniegiem stacji. Głuche pomruki dochodzące z oddali były dźwiękami powstającymi podczas cielenia się lodowców (tak, tak, cielą się)
W antarktycznym klimacie spędziłem blisko półtora roku. Pracowałem na lodowcach, pomagałem rozstawiać obozy terenowe geologom, zajmowałem się obserwacjami zwierząt – z trzema gatunkami pingwinów na czele. Poza tym, gotowałem, pomagałem w remontach i utrzymaniu stacji. Postaram się przybliżyć Państwu to czego byłem świadkiem.
Piotr Horzela
Leśnik z urodzenia i wykształcenia. Wychował się z dala od najbliższego sklepu spożywczego. Później spory kawałek życia mieszkał w dużych miastach. Chyba nigdy nie zdecyduje czy bardziej lubi odludzia czy aglomeracje. Na szczęście nie musi. Podróże często łączy z pracą w miejscach bardziej lub mniej odległych. Cztery z ostatnich siedmiu lat spędził na innych kontynentach. Woli zatrzymać się na pół roku w jednym miejscu niż przebiec w tym samym czasie przez dziesięć.
Aparat fotograficzny ma zawsze przy sobie, ale stara się słyszeć więcej niż potrafi dostrzec wizjer. Aktualnie przebywa w Polsce i prowadzi prelekcje podczas których na tle zdjęć opowiada o poznanych ludziach i odwiedzonych miejscach. Od kilku lat prowadzi blog www.phontour.pl