Chiny fascynowały nas od zawsze, zniechęcając jednocześnie ogromną liczbą chińskich turystów. Dlatego w naszych podróżach do Państwa Środka często schodziliśmy z utartych szlaków. Tak było w 2006 roku, gdy byliśmy w Tybecie. Tak też stało się teraz, gdy śladami Marco Polo ruszyliśmy z Pekinu przez Gansu, Qinghai do Xinjangu. Podróż ta pokazała nam, że w Chinach nadal można znaleźć dzikie, odludne miejsca z fascynującą przyrodą i spektakularnymi zabytkami. Przeżyliśmy teraz niesamowite przygody przemierzając pustynię Badai Jaran, wędrując przez góry Bogda Shan, zwiedzając tybetańskie klasztory, a wszystko to z naszą 4-letnią córką…
Anna i Marcin Szymczakowie
Z wykształcenia geografowie, z zamiłowania fotografowie. Wspinali się w wielu górach Europy, a także w Andach, Ałtaju, Tien Szanie, górach Elburs, Alpach Japońskich, Himalajach i Pamirze. Zmierzyli się z Jedwabnym Szlakiem w zachodnich Chinach, Uzbekistanie i Iranie. Dotarli na „Dach Świata” i pod świętą górę Kailasz dość nietypowo, z Kaszgaru. Smakowali zieloną herbatę pod Fuji, a także przemierzali amazońską dżunglę. Od przeszło czterech lat wędrują we trójkę – z córeczką Igą – po Omanie, Rumunii, Nowej Zelandii, Japonii, Maroku, a ostatnio po północnych Chinach. Zawsze na wyjazdy zabierają aparat fotograficzny, a plon „bezkrwawych łowów” można ocenić w trzech autorskich albumach: „Tybet. W kraju ginącej kultury”, „Japonia – od tropików Okinawy po zabytki Kioto” oraz „Boliwia – Tybet Ameryki”.
www.fotografiapodroznicza.pl